Posty

Para

       Z dużej beczki, połączonej z systemem rurek, rur, co raz większych tłoków i przekładni, spadła kropelka wody. Mijała kolejne zębatki, łańcuchy i śruby, by w końcu rozbić się na czubku spoconej głowy Bernarda, sypiącego węgiel do buchającego gorącym powietrzem pieca. W goglach na jego czole odbijały się płomienie, a jago wysiłki rekompensował przyjemny świst przesuwającego się za zakurzonym iluminatorem świata. Podłoga drżała znanym rytmem, zgodnym z równo ułożonymi podkładami kolejowymi, które potężna maszyna zostawiała za sobą. Królowa kolei wypluwała pióropusz pary kłębiącej się na tle wielkiego czerwonego słońca, sunącego leniwie w stronę horyzontu.        Bernarda rozpierała duma. Raz po raz zbierało mu się na taki nastrój, a wtedy z uśmiechem na ustach rozmyślał o swojej maszynie, którą znał na wylot. Pamiętał o każdym zakamarku i najmniejszym trybiku, bez którego lokomotywa nie ruszyłaby z miejsca, wiedział jak ...

Księżniczka

       Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma morzami i siedmioma lasami mieszkał smok. Był dość typowym przedstawicielem swojego gatunku - lubił zjadać ludziom bydło, spopielać słomiane strzechy i ryczeć podczas majestatycznego lotu. No i oczywiście porywał księżniczki.        Zdarzyło się pewnego upalnego lata, że wojska miejscowego włodarza oddaliły się od stolicy z powodu działań wojennych - na zamku została tylko niewielka drużyna, którą w większości oddelegowano do osobistej gwardii władcy. Smok bezlitośnie wykorzystał moment osłabienia i przeprowadził pozorowany atak na skarbiec, bo w końcu wszyscy wiedzą, że bestie lubią błyskotki. Spanikowany król wysłał do obrony kosztowności całe pozostałe wojsko, a wtedy wielki jaszczur zmienił cel i niepostrzeżenie uprowadził niestrzeżoną księżniczkę. Ta z początku wrzeszczała z przerażenia, ale po chwili omdlała w szponach porywacza i razem oddalili się od twierdz...

Superbohater

       Miasto szklanych drapaczy chmur, skąpane w promieniach słońca. Błękitne niebo zachęcające masy ludzi do wyjścia na zewnątrz, gdzie wszystko ginie w plątaninie nóg, gazet i kół żółtych taksówek. Jak na amerykańskie miasto przystało toczyła się tu też jakaś epicka bitwa między lokalnym superbohaterem, a jego odwiecznym arcy wrogiem.        Colin Berton (czyli prawdziwe nazwisko zamaskowanego mściciela) przeleciał właśnie przez środek biurowca wśród akompaniamentu wrzasków, pisków, krzyków i brzęku tłuczonego szkła. Dookoła kłębiły się kartki ze zniszczonych stolików, drzazgi z pękających biurek i fragmenty wszelkiego rodzaju kubków pracowników jakiejś korporacji.        Colin Berton, tego samego dnia wieczorem, w swoim domu, przy swoim biurku, z nosem nad papierami, długopisem w ręku i dużym kubkiem kawy stojącym obok. Wziął łyk gorącej, ciemnobrązowej cieczy i zabrał się do pisania. - ...

Berserker też ma uczucia

       Dawno, dawno temu, gdzieśtam, kiedyśtam, między kimśtam, a kimśtam innym odbywała się wielka bitwa. Bitwa, jak to bitwa - mnóstwo trupów, huk armat, kurz unoszący się spod końskich kopyt podczas szarży. Słońce prażyło niemiłosiernie, więc zakutym w metalowe pancerze wojownikom nie było szczególnie komfortowo. Strugi potu wsiąkały w spieczoną ziemię i już po chwili nie ma po nich śladu. Trochę dłużej widniały plamy krwi, ale i tak po jakimś czasie zostawał tylko czerwony piach.        Młodzi wojownicy ochoczo rzucili się na pierwszy ogień, pamiętając o chlubnych opowieściach nauczycieli władania bronią, słysząc zagrzewających do walki dowódców i widząc w oddali namiot wspaniałego władcy, dla którego chwały poświęciliby życie. No i poświęcali. Ci którzy przeżyli, szybko uczyli się nie pamiętać niczego. I zabierać zapasową bieliznę. Po pierwszym uderzeniu zapachowi krwi na polu bitwy towarzyszyły zapachy wymiocin i...

Wyrocznia

       Miesiąc przerwy powinien mi wystarczyć, żeby coś napisać.         Wiktoria miała problem. A właściwie same problemy. Nie szło jej w szkole, zostawił ją chłopak, nie mogła dogadać się z rodzicami, pokłóciła się z jedyną przyjaciółką, a jej kot został rozjechany przez samochód i od trzech dni gnił w rowie przy szosie. Jeżeli cokolwiek mogło pójść źle, to tak się działo. Wydawało jej się, że nie jest nikomu potrzebna i nikt nie chce się z nią zadawać. Zaczęła rozmyślać nad całym swoim życiem, światem i wszechświatem, więc wieczorami przez długie godziny nie mogła zasnąć. Leżała tylko przewracając się z jednego boku na drugi i rozpaczając. Poduszka nagrzewała się do nieznośnych dla ucha temperatur i nawet odwracanie jej nie przynosiło już efektów. Kołdra złośliwie układała się w poprzek, tak że nie sięgała do stóp, a Wiktoria nie mogła znaleźć brzegów, by ją dobrze ułożyć. Noc kończyła się kłębowiskiem złożonym z prześcieradła, p...

John i exodus

       Po kilku tygodniach walki z plagą komarów John zwyciężył i przez parę następnych dni żył odnawianiem uszczuplonych zapasów krwi. Euforia jednak szybko minęła i słodki smak wygranej zaniknął, pogrążając mężczyznę na powrót w samotnym otępieniu.        Minął tydzień.        Minął miesiąc.        Minęło pół roku i nadal nic nie zakłócało monotonii życia ocalałego z zagłady atomowej. W jego umyśle zaczęły kiełkować pierwsze niepokojące myśli. "Jestem jedynym ocalałym?" "Kiedykolwiek będę mógł wyjść na powierzchnię?" "Czy dalsze życie ma sens?" Noże zaczęły szeptać przy posiłkach. Obiecywały szczęście i towarzystwo. Starannie konserwowana broń szczękała łagodnie i obiecywała brak bólu. Rury pod sufitem zapewniały, że są wystarczająco mocne. John co raz bardziej otępiały i obojętny na świat żył tylko dzięki przyzwyczajeniom.      ...

John i hydroprocesor

Napiszę szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał - nawet ja ^^        John stał przy ścianie swojego schronu, dyskretnie wychylając się  przez wejście do maszynowni. Generator cicho warkotał i skutecznie zagłuszał kroki mężczyzny, gdy ten wśliznął się do pomieszczenia. Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu znienawidzonego wroga. Ręką trzymająca pistolet drżała w napięciu.        Znalazł go. Siedział w elektronice niczego się nie spodziewając. John odbezpieczył broń, podszedł najbliżej jak mógł i wymierzył... Odgłos wystrzału niemal wstrząsnął tak cichym do tej pory bunkrem. Z komara nie miało co zostać - kula miała średnicę większą niż ciało owada, więc po prostu zmiotła go ze świata, odbijając się rykoszetem od betonowych ścian.        Dopiero teraz John uświadomił sobie, że w euforii nie spojrzał wcale, na czym siedział komar. Tymczasem okazało się, że unicestwiając wroga zniszczył prz...