Po - część pierwsza
O trzeciej nad ranem okolice areny były już prawie puste. Część metalowych barierek wciąż stała przed wejściem, znacząc trasę nieistniejącej już kolejki. Pozostałe leżały porozrzucane, znacząc trasę przemarszu wylewającego się z areny tłumu. Większą część placu, otoczonego wysokim murem, pokrywała warstwa śmieci szeleszczących cicho w deszczu. W ciemnych kątach jeszcze ciszej schodzili zaćpani ludzie. Gebson otworzył oczy w nagłym przypływie świadomości. Trząsł się z zimna i czegokolwiek co rozchodziło się po jego organizmie - nie pytał. Uniósł się ile mógł i na czworakach dotarł do muru, znajdując podparcie dla pleców. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął myśleć, choć nie było to najprostsze zadanie. Łatwo byłoby się teraz poddać tej obietnicy ciepła po zamknięciu oczu i zwyczajnie odpłynąć wraz z deszczem. Jednak w jego umyśle zapłonęła jedna myśl: Nie chcę tutaj umrzeć. Zaczęła liczyć się każda sekunda. Drżącymi ...