Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Wyrocznia

       Miesiąc przerwy powinien mi wystarczyć, żeby coś napisać.         Wiktoria miała problem. A właściwie same problemy. Nie szło jej w szkole, zostawił ją chłopak, nie mogła dogadać się z rodzicami, pokłóciła się z jedyną przyjaciółką, a jej kot został rozjechany przez samochód i od trzech dni gnił w rowie przy szosie. Jeżeli cokolwiek mogło pójść źle, to tak się działo. Wydawało jej się, że nie jest nikomu potrzebna i nikt nie chce się z nią zadawać. Zaczęła rozmyślać nad całym swoim życiem, światem i wszechświatem, więc wieczorami przez długie godziny nie mogła zasnąć. Leżała tylko przewracając się z jednego boku na drugi i rozpaczając. Poduszka nagrzewała się do nieznośnych dla ucha temperatur i nawet odwracanie jej nie przynosiło już efektów. Kołdra złośliwie układała się w poprzek, tak że nie sięgała do stóp, a Wiktoria nie mogła znaleźć brzegów, by ją dobrze ułożyć. Noc kończyła się kłębowiskiem złożonym z prześcieradła, pościeli i wystających z nich członków ciała dziew

John i exodus

       Po kilku tygodniach walki z plagą komarów John zwyciężył i przez parę następnych dni żył odnawianiem uszczuplonych zapasów krwi. Euforia jednak szybko minęła i słodki smak wygranej zaniknął, pogrążając mężczyznę na powrót w samotnym otępieniu.        Minął tydzień.        Minął miesiąc.        Minęło pół roku i nadal nic nie zakłócało monotonii życia ocalałego z zagłady atomowej. W jego umyśle zaczęły kiełkować pierwsze niepokojące myśli. "Jestem jedynym ocalałym?" "Kiedykolwiek będę mógł wyjść na powierzchnię?" "Czy dalsze życie ma sens?" Noże zaczęły szeptać przy posiłkach. Obiecywały szczęście i towarzystwo. Starannie konserwowana broń szczękała łagodnie i obiecywała brak bólu. Rury pod sufitem zapewniały, że są wystarczająco mocne. John co raz bardziej otępiały i obojętny na świat żył tylko dzięki przyzwyczajeniom.        Pewnego razu John obudził się w środku nocy. Nogi od razu zaczęły go prowadzić i miały zadanie to skończyć. Wtedy w

John i hydroprocesor

Napiszę szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał - nawet ja ^^        John stał przy ścianie swojego schronu, dyskretnie wychylając się  przez wejście do maszynowni. Generator cicho warkotał i skutecznie zagłuszał kroki mężczyzny, gdy ten wśliznął się do pomieszczenia. Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu znienawidzonego wroga. Ręką trzymająca pistolet drżała w napięciu.        Znalazł go. Siedział w elektronice niczego się nie spodziewając. John odbezpieczył broń, podszedł najbliżej jak mógł i wymierzył... Odgłos wystrzału niemal wstrząsnął tak cichym do tej pory bunkrem. Z komara nie miało co zostać - kula miała średnicę większą niż ciało owada, więc po prostu zmiotła go ze świata, odbijając się rykoszetem od betonowych ścian.        Dopiero teraz John uświadomił sobie, że w euforii nie spojrzał wcale, na czym siedział komar. Tymczasem okazało się, że unicestwiając wroga zniszczył przy okazji hydroprocesor. Oznaczało to niemal wyrok, bo bez możliwości uzdatniania wody mężczyzn

John i komar

Napisałem coś na początku wakacji, to napiszę i na końcu :P Mam nadzieję, że wszyscy byli w rozjazdach i nikt nie zwrócił szczególnej uwagi na dłuższą przerwę... No dobra, tak naprawdę ucieszyłbym się, gdyby ktoś zwrócił uwagę, że tak długo nic nie napisałem ^^ Wracam do poprzedniego opowiadania, czyli kontynuuję historię Johna!        Kolejny dzień. Mężczyzna wstaje z polowego łóżka, idzie umyć się w ściśle kontrolowanej ilości wody, podgrzewa puszkę nad palnikiem gazowym, zjada jej zawartość i... W sumie fajrant. Tak żyje John, jeden z niewielu ocalałych po zagładzie atomowej. Może nawet jedyny. Kiedy siedzi się miesiącami w samotności to w sumie niezbyt istotne.        Przez pierwsze dni John dziękował losowi za nietypowe hobby, jakim było budowanie schronu pod domem. Potem nastąpiły próby kontaktu z innymi ocalałymi, za pomocą radia. Później została już tylko samotność, a jak wiadomo, ludzie to zwierzęta stadne i w samotności nie czują się najlepiej.         John egzysto