John i komar

Napisałem coś na początku wakacji, to napiszę i na końcu :P Mam nadzieję, że wszyscy byli w rozjazdach i nikt nie zwrócił szczególnej uwagi na dłuższą przerwę... No dobra, tak naprawdę ucieszyłbym się, gdyby ktoś zwrócił uwagę, że tak długo nic nie napisałem ^^ Wracam do poprzedniego opowiadania, czyli kontynuuję historię Johna!


       Kolejny dzień. Mężczyzna wstaje z polowego łóżka, idzie umyć się w ściśle kontrolowanej ilości wody, podgrzewa puszkę nad palnikiem gazowym, zjada jej zawartość i... W sumie fajrant. Tak żyje John, jeden z niewielu ocalałych po zagładzie atomowej. Może nawet jedyny. Kiedy siedzi się miesiącami w samotności to w sumie niezbyt istotne.
       Przez pierwsze dni John dziękował losowi za nietypowe hobby, jakim było budowanie schronu pod domem. Potem nastąpiły próby kontaktu z innymi ocalałymi, za pomocą radia. Później została już tylko samotność, a jak wiadomo, ludzie to zwierzęta stadne i w samotności nie czują się najlepiej. 
       John egzystował, tak można to było najlepiej określić. Brak emocji działał na jego psychikę niemal tak samo niszcząco, jak promieniowanie na ciało. Tylko rytuały pozwalały przeżyć. Sprawdzanie oświetlenia. Zrobione. Ćwiczenia. Zrobione. Regulowanie zegarka. Zrobione. Szukanie sygnału w radiu. Zrobione. Nadawanie sygnału na różnych falach. Zrobione. Na przeglądaniu i sprawdzaniu ubiegała większość dnia. Mężczyzna wcale się nie spodziewał, że ma w schronie nowego lokatora.
       Kolejna noc bez żadnych snów. Czas płynie niezauważalnie. Słychać zwykłe dźwięki wydawane przez schrony przeciwatomowe. I nagle nowy bodziec. Nasilające się brzęczenie. Z początku mózg traktuje dźwięk, jako coś urojonego, element snu. Jednak źródło hałasu ewidentnie zbliża się do ucha. Organizm bije na alarm: dzieje się coś nietypowego! Budź się John! Mężczyzna powoli wyłania się ze snu, zaczyna rozumieć co dzieje się wokoło i w końcu jest w pełni wybudzony, zastanawiając się, co się stało. Usiadł na łóżku i wsłuchuje się w ciemność pomieszczenia. Nic, cisza jak makiem zasiał. Już miał kłaść się z powrotem, gdy znów wychwycił jakiś dźwięk. Czyżby to był... Nie, to niemożliwe, jakby miał się tu dostać... Ale jednak, wydaje mi się, że go słyszę! To musi być...

Komar - wyszeptał John.

       Mężczyzna zaczyna działać natychmiast - wyskakuje z łóżka, podbiega do ściany i zapala światło. Na wpół oślepiony blaskiem zaczyna rozglądać się za przybyszem, ale gdy tylko go zauważył, ten odleciał w mrok. Typowy komar. John uspokoił rytm serca i zgodnie z uświęconą przez pokolenia tradycją postanowił zaczaić się na komara przy zgaszonym świetle. Pstryk - świat pogrąża się w ciemności. Zaczyna się niespokojne nasłuchiwanie. Trzeba zaczaić się na wroga, gdy ten nie będzie się niczego spodziewał. Mija minuta, druga, piąta, wzrok przyzwyczaja się do mroku i gdy mężczyzna już zamierza się poddać, brzęczenie. Nasila się powoli, jakby komar delektował się rozpaczą, którą powoduje. Gdy wydaje się, że jest już całkiem blisko, znowu błysk światła i szukanie owada laczkami. Jest przy ścianie! Trzask! Wymknął się, jest tuż obok! Trzask! Chyba dostał! Chwila ciszy... Nie, znów go słychać! Szybko, odciąć mu drogę ucieczki! Zaczyna się szaleńcze wymachiwanie bronią w powietrzu - a nuż trafi się wroga przez przypadek. Nagle cisza - cel usiadł na ścianie. Widocznie zmęczył się szaleńczą ucieczką. John zakrada się powoli, nie pozwalając sobie na oddech. Nieskończenie wolnym ruchem odchyla rękę do tyłu, by z całą siłą rozpędu... Trzask! Na zimnej betonowej ścianie zostaje mała kulka z pogiętymi skrzydełkami i podrygującymi nóżkami. Mężczyznę napełnia nieopisana satysfakcja. Po niemal godzinie starć (jak się ten czas w nocy rozciąga) wróg jest martwy.
       John położył się w łóżku, z błogim uśmiechem na twarzy. Zaczynają śnić mu się defilady i odznaczenia za niesłychane bohaterstwo. Wtem... To niemożliwe... BzzzzzzZZZZZZ... Mężczyzna nakrył głowę poduszką, szczelnie otulił się kołdrą i uronił łzę.

Pozdrawiam!
Kemotomek

PS. Nienawidzę komarów :P

Komentarze

  1. Czyli twierdzisz, że komary przeżyłyby zagładę atomową? Wygląda na to, że nie ma dla nas ratunku...

    Zakładam, że zwrot "długo się nie spodziewał" jest przypadkowy. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za celną uwagę - zwrot faktycznie przypadkowy i już poprawiony :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zjazd rodzinny

Jest super.

Studia, życie i cała reszta