John i hydroprocesor

Napiszę szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał - nawet ja ^^

       John stał przy ścianie swojego schronu, dyskretnie wychylając się  przez wejście do maszynowni. Generator cicho warkotał i skutecznie zagłuszał kroki mężczyzny, gdy ten wśliznął się do pomieszczenia. Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu znienawidzonego wroga. Ręką trzymająca pistolet drżała w napięciu.
       Znalazł go. Siedział w elektronice niczego się nie spodziewając. John odbezpieczył broń, podszedł najbliżej jak mógł i wymierzył... Odgłos wystrzału niemal wstrząsnął tak cichym do tej pory bunkrem. Z komara nie miało co zostać - kula miała średnicę większą niż ciało owada, więc po prostu zmiotła go ze świata, odbijając się rykoszetem od betonowych ścian.
       Dopiero teraz John uświadomił sobie, że w euforii nie spojrzał wcale, na czym siedział komar. Tymczasem okazało się, że unicestwiając wroga zniszczył przy okazji hydroprocesor. Oznaczało to niemal wyrok, bo bez możliwości uzdatniania wody mężczyzna szybko zużyłby swoje zapasy i umarł z pragnienia. Wyjście na powierzchnię też raczej nie wchodziło w grę, bo pomimo kombinezonu chroniącego przed pochłanianiem olbrzymich dawek promieniowania, nic nie chroniło go przed istotami zamieszkującymi teraz powierzchnię wyniszczonej planety. W ostateczności John wyszedłby ze schronu, ale nie był na to jeszcze gotowy.
       Jednak mężczyzna był gotowy na coś innego, a mianowicie uszkodzenie hydroprocesora. Po pierwszym ataku strachu przyszło opamiętanie - John przeszedł do magazynu, wyjął z kartonowego pudła nowe urządzenie i zgodnie z instrukcjami zamontował je na miejsce uszkodzonego. "Jak dobrze, że grałem w Fallouta" - pomyślał.




Pozdrawiam!
Kemotomek

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zjazd rodzinny

Jest super.

Studia, życie i cała reszta