Berserker też ma uczucia

       Dawno, dawno temu, gdzieśtam, kiedyśtam, między kimśtam, a kimśtam innym odbywała się wielka bitwa. Bitwa, jak to bitwa - mnóstwo trupów, huk armat, kurz unoszący się spod końskich kopyt podczas szarży. Słońce prażyło niemiłosiernie, więc zakutym w metalowe pancerze wojownikom nie było szczególnie komfortowo. Strugi potu wsiąkały w spieczoną ziemię i już po chwili nie ma po nich śladu. Trochę dłużej widniały plamy krwi, ale i tak po jakimś czasie zostawał tylko czerwony piach.
       Młodzi wojownicy ochoczo rzucili się na pierwszy ogień, pamiętając o chlubnych opowieściach nauczycieli władania bronią, słysząc zagrzewających do walki dowódców i widząc w oddali namiot wspaniałego władcy, dla którego chwały poświęciliby życie. No i poświęcali. Ci którzy przeżyli, szybko uczyli się nie pamiętać niczego. I zabierać zapasową bieliznę. Po pierwszym uderzeniu zapachowi krwi na polu bitwy towarzyszyły zapachy wymiocin i ekskrementów. Chwała wam, polegli.
       Weterani walczyli tak, by przeżyć - wyłączeni na wszystko oprócz walki. Nie słyszeli przerażających krzyków padających wrogów, nie widzieli martwych towarzyszy broni, nie czuli wszechobecnego fetoru krwi zmieszanej z potem. Pamiętali tylko o tym, żeby niczego nie zapamiętać. Kilku zapamiętało więcej i nie wyszło na tym najlepiej. A konkretnie nie wyszło do tej pory z domów dla obłąkanych.
       No i ostatnia grupa. Ci, którzy zamiast stać się psycholami po wojnie, przychodzili takimi na nią. Lubili się bić, wiedzieli jak przeżyć, nie przejmowali się ranami. Rzadziej zdarzali się tacy, którzy mieli jakiś nadrzędny cel, byli heroicznymi przykładami cnót etc. etc., ale ci nie żyli zbyt długo - w końcu wkurzali kogoś postawionego na tyle wysoko, że kończyli zasztyletowani we własnych łóżkach. Natomiast taki rasowy psychopata, który nie miał jak się (legalnie) wyżyć w mieście, zaciągał się do wojska, dostawał broń i świetnie się bawił. Zwykle takich ludzi zwalniano z obowiązku słuchania większości rozkazów - byle rozpoznawali mundury wroga.
       Taki właśnie psychopata dostał się na mury obleganej twierdzy. Rasowy byczek - wielki kark, właściwie bez szyi, świńskie oczka, niepokojący uśmiech na twarzy i po jednym mieczu w każdej z dłoni. Bo na co tarcza komuś, kto nie przejmuje się obrażeniami? Ten konkretny czubek miał na imię Witold. Na co dzień właściciel dobrze prosperującego sklepu, mąż, ojciec trójki dzieci. Na bitwie siejący spustoszenie świrus. Właśnie zaczął wymachiwać wściekle mieczami, szarżując w kierunku wrogich rycerzy. Ich formacja szybko się rozpadła, a tych kilku, których nie uciekło zawczasu, szybko pozbawiono różnych kończyn i podziurawiono jak sita. Pozostali uciekali dookoła - rozsądniejsi kryli się w wieży i barykadowali drzwi, a najbardziej zdesperowani skakali z blanków.
       Witold wyrwał dzierżony w prawej ręce miecz z ciała jednego z wrogów i pognał w kierunku wieży. Wtem usłyszał krótki świst, a po chwili lecący bełt z impetem zagłębił się w jego ramię. Pod siłą uderzenia mężczyzna aż się zachwiał. Spojrzał na kusznika, stojącego na wieży, a potem pocisk wystający z ciała. Wyrwał go, nawet się nie krzywiąc i zabezpieczył prowizorycznie ranę. Świat zaszedł mu czerwoną mgiełką. Jeśli do tej pory wydawał się komuś nieobliczalny, to teraz przekroczył skalę szaleństwa. Z dzikim rykiem staranował ciężkie, dębowe drzwi, wyrywając je z zawiasów. Pechowo stojący za nimi rycerz został rozgnieciony na przeciwległej ścianie wieży. Blacha zbroi powyginała się i właściwie zespoliła z ciałem. W każdym razie z tymi częściami, które nie wytrysnęły dookoła przy uderzeniu w kamienne cegły. Witold zaraz otrząsnął się i przebił mieczem drugiego wojaka, który jeszcze nie zdążył się zorientować co się stało. Potem pognał na górę po krętych schodach i znalazł kusznika, próbującego jeszcze załadować kolejny pocisk. Ten zdążył tylko wyciągnąć sztylet z pochwy, ale po chwili jego głowa widowiskowo przeleciała w powietrzu i odtoczyła się na bok.
       Witold sapał przez chwilę nad bezgłowymi zwłokami i zaczął na powrót normalnie widzieć. Nie był do końca pewien jak się tu znalazł, ale miał jakieś tam mgliste wspomnienia. Przewrócił trupa na plecy i zauważył ładny wisiorek wiszący na jego... to coś, co kiedyś było szyją, a teraz bardziej dziwną bryłą, tryskającą krwią w cichnącym rytmie bijącego jeszcze serca. Podniósł złoty naszyjnik z szafirem i rozmarzył się na chwilę, myśląc o swojej żonie. 
- Będzie pasować do jej ślicznych błękitnych oczu. Na pewno się ucieszy. Jak ja kocham ten jej uśmiech.
       Westchnął głęboko, upchnął naszyjnik w kieszeni i radośnie wrócił gotować wrogom rzeź.

Komentarze

  1. Nareszcie! Po takim czasie...
    Tekst ogółem niczego sobie, podoba mi się tematyka i że nie koloryzujesz tego, co się dzieje na polu walki, ale bardzo mnie razi, gdy tak zbywasz czytelnika tymi "bitwa jak bitwa", "etc etc". Tak jakby nie chciało Ci się bardziej opisywać. To już lepiej przemilczeć. Chociaż to tylko moje subiektywne odczucie.
    Ach... I proszę, wyjaśnij mi, jak tytuł ma się do treści? (Poza tym, że Witold jest opętany żądzą mordu)
    Pozdrawiam i życzę częstszych wpisów! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych rażących zwrotów użyłem celowo - chciałem, by narrator (z którym nie utożsamiam się do końca) wyglądał na trochę znudzonego, jakby opowiadał już o którejś tam bitwie z rzędu. Lubię tworzyć subiektywnego narratora trzecioosobowego ^^
      Co do tytułu i jego stosunku do treści - wstęp wyszedł mi chyba troszkę zbyt długi, bo chciałem wyraźniej skupić się właśnie na takim Witoldzie - w trakcie bitwy wpada w szał berserkera i siecze wrogów jak opętany, lecz wystarczy drobnostka, jak taki naszyjnik, żeby wpadł na moment w zadumę i westchnął za żoną, która została w domu. Chciałem zestawić aparycję i powierzchowność brutala w walce z kochającym mężem i dobrym (w każdym razie na co dzień ;) ) ojcem :)
      Nie skończyłem jeszcze czytać Lalki, więc pewnie szybko coś napiszę xD
      Dziękuję za opinię i pozdrawiam!

      Usuń
    2. Trochę ma się to w sprzeczności (takie nagłe skoki nastrojów), jeśli się myśli o tych wręcz legendarnych berserkerach wikińskich. Pomijam zestawienie określenia "berserker" i rycerza w zbroi płytowej. Ale skoro taki był zamysł... ;)
      Czekam na kolejny post!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zjazd rodzinny

Jest super.

Studia, życie i cała reszta