Para

       Z dużej beczki, połączonej z systemem rurek, rur, co raz większych tłoków i przekładni, spadła kropelka wody. Mijała kolejne zębatki, łańcuchy i śruby, by w końcu rozbić się na czubku spoconej głowy Bernarda, sypiącego węgiel do buchającego gorącym powietrzem pieca. W goglach na jego czole odbijały się płomienie, a jago wysiłki rekompensował przyjemny świst przesuwającego się za zakurzonym iluminatorem świata. Podłoga drżała znanym rytmem, zgodnym z równo ułożonymi podkładami kolejowymi, które potężna maszyna zostawiała za sobą. Królowa kolei wypluwała pióropusz pary kłębiącej się na tle wielkiego czerwonego słońca, sunącego leniwie w stronę horyzontu.
       Bernarda rozpierała duma. Raz po raz zbierało mu się na taki nastrój, a wtedy z uśmiechem na ustach rozmyślał o swojej maszynie, którą znał na wylot. Pamiętał o każdym zakamarku i najmniejszym trybiku, bez którego lokomotywa nie ruszyłaby z miejsca, wiedział jak zadbać o największe tłoki, z jakimi częściami obchodzić się delikatnie, a w które należy mocno przyłożyć młotem. Mężczyzna wyszedł zza ścianki chroniącej go przed wiatrem i wspiął się trochę wyżej po drabince na lokomotywie, by dać się schłodzić pędowi powietrza i spojrzeć na długie wagony ciągnące się przez rozległe stepy.
       Mimo wielkiej niechęci Bernard zszedł w końcu z powrotem do maszynowni i przygotował się do opuszczenia stanowiska na noc. Po krótkim czasie przyszła zmiana, mężczyźni uścisnęli sobie dłonie i zajęli sobą. Nowo przybyły sprawdził wskaźniki ciśnieniomierzy, termometrów i całej reszty różnych dziwnych urządzeń, których znaczenia nie znał chyba nikt poza ludźmi zajmującymi się tą konkretną lokomotywą. Potem zajął się robieniem tego co należy, czyli głównie brudzeniem się węglem, czemu fachowym okiem przyjrzał się Bernard, a potem uspokojony opuścił miejsce pracy,  by udać się do swojej kwatery.
       Przeszedł bogato wyglądającym korytarzem, by znaleźć się w ascetycznie urządzanym wnętrzu. Mieściło się tam zasłane łóżko, szafa i stół pełen różnych części mechanizmów, którymi hobbystycznie zajmował się właściciel. Za uchylonym oknem ciągnął się monotonnie krajobraz, ale mężczyzna od razu wszedł do małej łazienki, by wziąć szybki prysznic. O domyciu spracowanych dłoni nawet nie marzył, ale dla czystości sumienia poszorował je chwilę twardą szczotką. Potem złożył z części na stoliczku małego metalowego żuczka, który po nakręceniu zaczął przebierać maleńkimi metalowymi nóżkami. Uradowany twórca zamknął go w pudełku pełnym innych zabawek i rozebrawszy się, wskoczył do łóżka. Zasnął wsłuchany w maszynę.

Napisałem coś dla siebie, w konwencji steampunk, której jeszcze nie znam zbyt dobrze. Męczyłem się pisząc, ale mam nadzieję, że czytanie nie jest aż tak koszmarne :P

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zjazd rodzinny

Jest super.

Studia, życie i cała reszta