Dobre wieści

       Wieczorny rytuał właśnie się rozpoczynał. Janusz wrócił już z pracy, zjadł odgrzany przez żonę obiad i usadowił się w fotelu. Grażyna zajrzała ostrożnie do małego saloniku w małym mieszkaniu, w szarym bloku na małym osiedlu. Jej mąż, pan i władca siedział na swoim tronie, wpatrując się w czarny jeszcze ekran swojego telewizora, ustawionego na meblościance. Mebel lata świetności miał dawno za sobą, a całe mieszkanie zdawało się przesiąknięte zapachem naftaliny, której maleńki woreczek leżał gdzieś na dnie szafy z ubraniami, choć nikt nie byłby w stanie powiedzieć, skąd dokładnie się tam wziął. Jednak telewizor, to zupełnie inna historia - czterdzieści cali wypolerowanych na wysoki połysk ciekłych kryształów, jedyne dziecko, z którego rodzina była dumna, mimo że nigdy nie opuściło rodzinnego gniazdka.
       Grażyna weszła na paluszkach do salonu, by nie zakłócić medytacji męża, założyła bawełniane rękawiczki i ostrożnie podniosła berło wypełnione przyciskami umożliwiającymi oglądanie całego znanego i niezmiennego świata, po czym ułożyła je delikatnie na prawym podłokietniku tronu swojego męża. Nie podnosząc głowy wyszła tyłem z pokoju i przeszła do kuchni. Wyjęła z lodówki puszkę boskiej esencji, ciekłej pozostałości po Bogu, chodzącym niegdyś pomiędzy ludźmi tej planety i ją także przyniosła mężowi. Janusz przejął od niej nektar, kiwnął głową z poważną miną i gestem odprawił ją do odpowiedniej dla żony komnaty.
       Kobieta usiadła w kuchni na taborecie i odetchnęła głęboko. Udało jej się dziś niczego nie zepsuć, ale ręce trzęsły jej się mimo wszystko. W jej umyśle wszystkie wymierzone przez lata kary były gorliwie wymazane, a poza tym zasłużone, więc nie było nad czym się rozwodzić, ale ciało zdawało się mieć własną pamięć i kuliło każdego wieczoru. "Tylko jednego." - pomyślała tak, jak co dzień i wyjęła papierosa z puszki po kawie, ukrytej w zakamarkach kuchennej szafki. Uchyliła okno, pstryknęła zapalniczką i zaciągnęła się dymem. Zapalniczkę zaraz jednak odłożyła na właściwe miejsce przy kuchence gazowej, wyznaczone przez starożytne zasady fengshui. Wydmuchnęła z siebie drżenie rąk, cenę masła i rachunek za telefon, po czym zaczęła nasłuchiwać odgłosów salonowego rytuału.
       Janusz wyciągnął się wygodniej w fotelu, spojrzał na zegarek i włączył telewizor. Obejrzał ostatnie migoczące marzenie z bloku reklamowego, uśmiechając się pobłażliwie do telewizora, który miał tylko trzydzieści osiem cali i był do nabycia w okazyjnej cenie. Zaraz jednak dżingiel wiadomości przyspieszył bicie jego serca. Z namaszczeniem otworzył puszkę, wziął łyk gorzkiego lekarstwa na całe zło świata i czekał, nie przełykając.

- Wiadomości ze świata. Ostatni szczyt na którym spotkali się prezydenci Korei Północnej, Południowej i Stanów Zjednoczonych, zakończył się pomyślnie. Mocarstwa podpisały traktat pokojowy zakazujący dalszej produkcji i testowania broni nuklearnej, co pozwoliło na zawarcie pierwszych umów handlowych. Korea Północna otworzyła swoje granice, a jej prezydent z głębokim żalem wyraził się o totalitarnych rządach swoich poprzedników, a także publicznie przeprosił za swoje własne błędy. Z dokumentów, które udostępniono wynika, że zamierza ustabilizować sytuację w kraju, a następnie przeprowadzić pierwsze w kraju demokratyczne wybory, po których sam poda się do dymisji, przekazując władzę swojemu następcy.

       Janusz zmarszczył czoło. Co prawda nie wiedział wiele o Korei, ani żadnym państwie leżącym dalej na wschód niż Ukraina, ale czuł całym sobą, że coś tu się nie zgadza.

- Tymczasem przenosimy się na bliski wschód. Zakończyły się walki wielkich światowych religii. Duchowi przywódcy Chrześcijan, Muzułmanów i Żydów spotkali się na wspólnym nabożeństwie, a po trwających długo dyskusjach obwieścili, że bóg żadnego z nich nie chciałby dalszego rozlewu krwi. Państwa zagwarantowały swoim obywatelom wolność wyzwania, a także zapewniły prawnie wzajemne poszanowanie swoich religii. Niektóre z organizacji terrorystycznych, które do tej pory uważały się za wojowników swojego boga, poddało się rozbrojeniu i osądzeniu, przyjmując z pokorą nałożone wyroki.

       Coś było zdecydowanie nie tak. Na czole mężczyzny zaczęły pojawiać się kropelki potu. Uspokajał się jednak w myślach, wiedząc, że teraz czas na Polskę, która nie zawiodła go nigdy. Piwo gazowało coraz słabiej w jego ustach. W tym samym czasie Grażyna stała bez słowa przy oknie. Papierosa wciąż trzymała w dłoni, ale wypalał się sam, zupełnie zapomniany.

- Czas na wiadomości z Polski. Liderzy partii politycznych zebrali się na dyskusji o stanie polskiej konstytucji. Po długich naradach doszli do konsensusu i zaproponowali poprawki, które sejm przyjął jednogłośnie. Najpierw zostanie jednak rozpisane referendum, w którym obywatele będą mogli zadecydować, czy podjęte starania okazały się wystarczające. Na stronie internetowej polskiego rządu można przeczytać dokładnie opisane i wytłumaczone zapisy. Politycy zapewniają, że te obrady to jedynie początek współpracy, mającej w przyszłości zapewnić dobrobyt naszej ojczyźnie i na znak solidarności wszyscy posłowie zrzekają się diety na najbliższy kwartał, by koszty przeprowadzenia referendum i wprowadzenia zmian nie obciążyły budżetu państwa.

       "Niech przeklęte będzie TVP" - pomyślał blady jak ściana Janusz. Przymknął oczy, z wahaniem podniósł dłoń dzierżącą pilota i przełączył na TVN, modląc się w duchu o odrobinę normalności.

- Witamy po przerwie na 27. finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy! Mamy dla państwa niesamowite wieści od niemniej niesamowitego gościa! Przybył do nas sam ojciec Tadeusz Rydzyk, który na ten finał przekazał własny samochód, zapraszamy serdecznie do licytacji i wspierania małych pacjentów!

       W tym momencie telewizor umilkł. Papieros Grażyny spadał powoli, upuszczony z okna i upadł bezdźwięcznie w trawnik, tak jak pilot na miękki dywan. Serce kobiety stanęło, źrenice rozszerzyły się jak nigdy, gdy całą sobą próbowała usłyszeć co stanie się w salonie, wykorzystując do tego wszystkie możliwe zmysły. W końcu usłyszała dźwięk przełykanego płynu i niemal by omdlała, gdyby nie chwyciła się stołu i nie opadła na taboret. W mieszkaniu zapadła grobowa cisza. Grażyna umierała w kuchni, a Janusz siedział jak w transie. Ostatecznie to kobieta pozbierała się pierwsza i powłócząc nogami oddaliła się do sypialni. Z początku myślała, że nie zdoła zasnąć, dlatego z zaskoczeniem przyjęła kilka godzin później pobudkę zaserwowaną smrodem spirytusu.

- Grażynka... - wyszeptał Janusz - Ja w dupie mam te koree, tych arabów i chuj nawet z tym wośpem. - kontynuował, zionąc alkoholem - Ale Grażynka, na kogo do ciężkiej kurwy ja mam teraz nie głosować? - zapytał, łkając cicho. Nie odpowiedziała.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zjazd rodzinny

Jest super.

Studia, życie i cała reszta