Po - część druga

       Nieśmiertelność była dla ludzkości darem trudnym do przyjęcia. Dopuszczenie do niej każdego poskutkowało by szybkim przeludnieniem planety, a danie jej tylko wybranym wywołałoby zbiorowe sprzeciwy. Ostatecznie po wielu dyskusjach ustalono, że dostęp do niej będzie miało kolejne, lepiej przygotowane pokolenie, które znamy obecnie jako Pierwszych. Już w łonie matki każdy z nich dostał swój chip - nad nimi wszystkimi sprawowała pieczę Aurora, czyli sztuczna inteligencja, która towarzyszy nam do dzisiaj. To ona kontroluje stale liczbę ludności blokując płodność i udostępniając ją oczekującym w kolejce parom, gdy tylko ktoś zdecyduje się odejść.
       Geb zamknął książkę. Znał ją już niemal na pamięć, ale z jakiegoś powodu lubił wracać do opowieści o początku nowego świata. Dla nowych była ona pozycją obowiązkową, pozwalającą poznać korzenie ludzkości i dowiedzieć się, jak wyglądało kiedyś życie. Geb czytał czasami jakiś fragment i rozmyślał o ludziach, którzy musieli rozstać się z dziećmi - o tych, którzy zmarli jako ostatni.
       Pierwsi byli swego rodzaju fenomenem. Odebrano im daty urodzin, zostawiając jedynie rok, by w nowym społeczeństwie jednostka nie była faworyzowana ze względu na starszeństwo. W efekcie uprzywilejowano całe pokolenie testowe, które wybrało sobie jeden dzień w roku na wspólne świętowanie. Dzień, który właśnie się zbliżał. Impreza większa, niż nowy rok, czy dowolne święto jednej z religii, które zdołały przetrwać zmiany. Kilka milionów gospodarzy, wiele więcej gości. Dostać się tam, to jak wygrać na loterii w czasach Przed. Ludzie za zaproszenie byliby gotowi zabić, gdyby było to wciąż możliwe. Oddawali jednak w zamian nieruchomości, albo godzili na najdziwniejsze kontrakty.
       Gebson spojrzał na zegarek i zabrał się za przygotowywanie obiadu. W zasadzie nie było to konieczne, bo Aurora od lat zapewniała każdemu jedzenie, na jakie tylko miał ochotę. Jednak w świecie bez pracy człowiek szuka zajęć, które pozwolą upłynąć części z nieskończonego czasu. Niedługo ryż się już gotował, a mężczyzna zaczął kroić mięso. Usłyszał otwierane drzwi i kroki w korytarzu - Fin wróciła do mieszkania.
- Hej Fin! - krzyknął Geb, nie odwracając się od przygotowywanego posiłku.
- Cześć Geb! - odpowiedziała mu - Pamiętasz jak poszliśmy kiedyś przed siebie? - zapytała, siadając przy stole i zsuwając buty.
- Który konkretnie raz? Uciekamy średnio raz na kwartał, więc trochę tego było.
- Wtedy, jak znaleźliśmy gościa w piwnicy.
 
       Geb odszukał odpowiednie wspomnienia. Wybrali się na tę wycieczkę jakieś pięć miesięcy wcześniej. Z dnia na dzień, pod wpływem kaprysu i nieznośnej nudy postanowili znów pójść na Rubież. Było to miejsce niepokojącej wolności. Ziemia niczyja i prawo silniejszego. Aurora ostrzega każdego, kto chce się tam udać, wrzucając do pamięci wszystkie informacje o tej strefie - możliwość odczuwania bólu, bezprawie, wszelkiej maści degeneraci. Słowem, miejsce na przygodę. O Rubieży krąży cała masa opowieści - kanibalizm, sekty, czy gwałty są tam na porządku dziennym. Przyciąga to jednak także ludzi, chcących zaprowadzić porządek i lubiących rywalizację. W sieci można znaleźć listę najlepszych wyników w zabijaniu zbrodniarzy. Co prawda zaraz po śmierci mogą wrócić na Rubież, ale tracą przynajmniej kryjówki, zebraną broń i amunicję.
       Gebson i Fin odebrali przydziałową broń i weszli w niebezpieczny teren, szukając dreszczyku emocji. Na początek znaleźli kryjówkę i zaszyli się na parę tygodni, prowadząc rozpoznanie okolicy. Po jakimś czasie mieli już wybranych kilka punktów obserwacyjnych i trasy ucieczki. Przeszli więc w końcu do działania i zaczęli szukać kogoś, na kogo mogliby zapolować. Okazja nadarzyła się niedługo później - któregoś dnia Fin zauważyła z posterunku człowieka przekradającego się po sklepach w poszukiwaniu zapasów. Postura niedźwiedzia, brudne ciuchy i dwururka. Przez kolejne dwa tygodnie na zmianę z Gebsonem go obserwowali i ustalali jego trasy i przyzwyczajenia. Ostatecznie udało im się wyśledzić miejsce, do którego wracał najczęściej. Uzbroili się, zaczekali aż wyjdzie i prześliznęli się do jego kryjówki. Był to jeden  domów w szeregowcach - wcześniej sprawdzili kilka innych, więc mieli jakieś pojęcie o prawdopodobnym układzie pomieszczeń. Zgodnie z przewidywaniami zaraz na prawo od wejścia znajdowała się kuchnia, nosząca ślady użytkowania - na stole trochę brudnych naczyń, na podłodze puszki po konserwach i inne śmieci. Para się rozdzieliła - Geb poszedł na piętro, a Fin rozglądała się po parterze. Znaleźli trochę poukrywanej amunicji i całkiem przyzwoity rewolwer ukryty w przewodzie wentylacyjnym.
- Geb? - rzuciła cicho kobieta stając przy schodach.
       Mężczyzna zszedł zaraz i uniósł brwi w bezgłośnym pytaniu. Fin nie odpowiedziała, tylko poprowadziła go przez korytarz, wskazując zamknięte drzwi z niedomytymi śladami krwi. Geb przełknął ślinę i spróbował je otworzyć. Uchyliły się bez problemu. W ciemności było widać tylko kilka prowadzących w dół stopni, więc mężczyzna zapalił latarkę i zaczął powoli schodzić, uważając by na nic nie wpaść. Fin poszła za nim, zamykając za sobą drzwi. Zeszli do piwnicy, w której strasznie cuchnęło. Minęła chwila nim zlokalizowali źródło zapachu. To, co początkowo wzięli za stertę szmat okazało się człowiekiem. A w każdym razie prawdopodobnie kiedyś nim było. Okaleczone ciało okryte kocem, który unosił się przy jego oddechach. Nie miał żadnych włosów, wyglądały na wypalone. Spod jednej powieki sączyła się ropa, jednej widocznej dłoni brakowało paznokci i dwóch palców. Wychudzonego mężczyznę zbudziło w końcu ostre światło latarki i zaraz skulił się jeszcze bardziej, mrużąc oczy. Geb szybko zmniejszył moc latarki i skierował urządzenie w bok. Fin w tym czasie odeszła pod przeciwną ścianę i gwałtownie zwymiotowała. Tymczasem dwóch mężczyzn przyglądało się sobie w ciszy, obydwoje osłupiali. Gebson odzyskał panowanie nad sobą jako pierwszy i przyłożył palec do ust, nakazując zachować więźniowi ciszę. Tamten pokiwał głową, po czym wskazał na Geba, a następnie przyłożył sobie dwa palce do skroni, z kciukiem wyciągniętym w górę. Geb zrozumiał przekaz i także pokiwał głową, po czym odwrócił się do Fin.
- Czekamy. - wyszeptał.
       Spędzili w ciemności czas, który ciężko było określić. Mogło to być zarówno kilka minut, jak i godzin. W końcu jednak usłyszeli otwierane na górze drzwi. Nie minęło nawet pięć minut, a kroki zabrzmiały bliżej i otworzyła się także piwnica. Geb i Fin stali pod ścianą, tak by nie dało się ich zobaczyć ze schodów i by nie rzucać widocznego cienia, gdyby grubas zapalił światło. Gdy tak się stało, obydwoje zaciskali palce na swoich rewolwerach.
- Dzień doberek! - wykrzyknął oprych do swojego więźnia - Dobrze się spało? Przyniosłem jedzenie.
       Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo gdy tylko wyłonił się zza ściany, zasypał go grad kul. Ze zdziwioną miną spoglądał na uzbrojoną dwójkę, po czym umarł i rozpłynął się, jakby wsiąknął w podłogę. Geb i Fin mieli jednak okazję, by przyjrzeć się w lepszym świetle więźniowi. Nie był to najprzyjemniejszy widok - okazało się, że jedno oko ma wyłupione, z drugiej ręki został tylko owinięty w bandaże kikut, a całe ciało było koszmarnie okaleczone. Po twarzy płynęła mu łza. Geb podszedł i przyłożył mu lufę broni do czoła. Tamten zamknął spokojnie oczy i pokiwał głową. Gebson strzelił, rozbryzgując na ścianie krew, kawałki kości i mózgu. Ciało więźnia zniknęło zaraz, podobnie jak wcześniej bandyty. Geb poczuł, jak i jemu kotłuje się w żołądku, ale przezwyciężył odruch i odwrócił się do Fin.
- Mam dosyć. - kobieta skinęła tylko. Obydwoje przyłożyli sobie broń do skroni i wystrzelili, wracając do bezpiecznej strefy.

- Pamiętam, choć wolałbym nie musieć. - powiedział w końcu Gebson, wracając do krojenia mięsa - Czemu pytasz?
- Chyba wiem, kto to był. - powiedziała. Coś w jej tonie kazało się mężczyźnie odwrócić. Spojrzał w jej oczy, po czym na blat stołu, na którym leżała złota koperta.
- Mamy zaproszenie dla dwóch osób. - powiedziała Fin z uśmiechem - Pierwszy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zjazd rodzinny

Jest super.

Studia, życie i cała reszta